Myślałem, że tylko w Polsce takie cuda robi oddziały specjalne Policji. W NZ to jak w dzikolandzie. Jeden gość lata sobie ze spluwą (mimo karalności ma ich w domku cały zestaw bo ma pozwolenie), jego laska wzywa na pomoc pogotowie i policję a przy okazji spokojnie jara sobie fajeczkę. Antynarkotykowi nie mają przy sobie broni a podczas rewizji nie potrafią jej w całości zarekwirować mimo iż nie jest schowana. Co za dziadostwo.